Teraz moja kolej!
Teraz moja kolej! Muszę się sprzeciwić. Zacznę od tego, że ponarzekam na narzekanie. Od jakiegoś czasu, chyba mogę nawet powiedzieć, że od zawsze, podczas rozmowy z kimkolwiek z moich znajomych/ rodziny/ nawet obcymi ludźmi, spotykam się z negatywnymi emocjami. Zazwyczaj ujście irytacji, nawet frustracji ma miejsce podczas rozmowy na temat pogody. Bo to "znowu za ciepło!", albo "znów zima straszliwa!", czasem "padać to już nie przestanie chyba nigdy!'', nawet niektórym przeszkadza "ta cholerna niezdecydowana pogoda - raz słońce, raz chmury!".
Jakoś tak jest w naszej naturze, że zgadzamy się z tymi opiniami, w końcu sami mamy jakieś zdanie na temat otaczającego nas świata. Nie zauważamy jednak, że to narzekanie towarzyszy nam cały czas. Ostatnio złapałam się na tym, że nieważne jak by było na zewnątrz, zawsze znalazłam pretekst do ponarzekania, podzielenia się tym z kimś innym i razem, jak jeden mąż, potakiwaliśmy sobie w tej niedoli. Absurd, nieprawdaż?
Nie chodzi tylko o brzydką/ ładną pogodę...
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że z takim nastawieniem spotkać się można nie tylko w sferze pogodowej. Pomyśl sobie, ile razy ostatnio się wkurzyłeś o błahostkę? Kasjerka miała czelność pytać o drobne, ktoś znowu zostawił otwarte drzwi wejściowe do klatki, jakaś idiotka zaparkowała tak blisko, że prawie nie możesz wejść do samochodu, a pracodawca obiecał wysłać Ci maila z informacjami, a znowu się spóźnia! Może w sklepie otworzyli kasę i ktoś się wepchnął z większą ilością rzeczy przed Ciebie, albo znowu za długo czekasz na jedzenie w restauracji? Szukany na siłę absurd dnia codziennego. Żyjemy ciągłymi dramami, w najdrobniejszych pierdołach szukamy powodów do złości. Nie mów, że Ciebie to nie dotyczy. Ten tekst jest o nas wszystkich.
Po co się tak katować?
Zastanawiam się z czego to wynika? Wiele razy słyszałam, że za granicą (taaak, tą słynną granicą, która ma być wyznacznikiem lepszego miejsca, w którym wszystko jest ładniejsze, tańsze, lepsze - ogólnie cud, miód i maliny), ludzie są inni. Nie są tacy polscy, tacy smutni, źli, zirytowani, nie szukają wiecznie zaczepki trzymając za plecami nóż. Traktujemy się jak wrogów, a przecież nimi nie jesteśmy. Nie tylko wobec siebie nawzajem, ale sami dla siebie potrafimy być źli. Przecież nie o to chodzi. Oglądałam ostatnio na YouTube przewodnik po Polsce i 10 rzeczy, które mogą tu zdziwić. Słyszałeś o "Polish face"? Tak widzą nas obcokrajowcy - ludzi, którzy nie chodzą z uśmiechem na twarzy, nawet nie chodzą smutni czy źli - nasza twarz nie wyraża żadnych emocji. Tłum bezpłciowych twarzy. Straszne.
Pada deszcz? To super!
Takie negatywne emocje źle wpływają na nas wszystkich. Na początku jak zaczęłam myśleć o tym temacie, myślałam raczej o tych drobnostkach, na które narzekamy. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak naprawdę siedzi to w nas głębiej i powinniśmy nie tylko zmienić nastawienie samych nas w stosunku do naszych interesów, ale i do innych osób, nawet tych zupełnie obcych.
Powinniśmy się wspierać, szukać w tych negatywnych sytuacjach pozytywów i myśleć empatycznie. Na sytuacje, które nas irytują nie reagować od razu tylko się zastanowić jak można by zareagować, żeby tą drugą osobę nie urazić. A pogodą się zachwycać i w innych sytuacjach znajdować same pozytywy. Aby nam wszystkim było milej i "Polish face" było wyznacznikiem uśmiechniętej osoby, do której chce się powiedzieć "dzień dobry"!. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz